Witam serdecznie na koncie najlepszego samolotu bojowego września 1939.

sobota, 18 września 2010

18 Września + podsumoawnie działań we wrześniu 39


Pomimo niejednoznacznego rozkazu Naczelnego Wodza oddziały Wojska Polskiego, atakowane przez przeważające liczebnie wojska Armii Czerwonej, nawiązywały walki. Do historii przeszła bohaterska obrona Grodna, gdzie resztki polskich oddziałów, wspierane przez harcerzy stawiły dwudniowy opór czołgom sowieckim, jak również obrona Lwowa od 12 do 22 września – przeciw Niemcom, od 18 września równocześnie przeciw Sowietom.
Nadal broniła się Warszawa, Modlin i Hel. Nadal resztki armii Poznań i Pomorze przebijały się przez kleszcze wroga. Armie Kraków i Lublin szukały wyłomu w rejonie Tomaszowa Lubelskiego.

Zdołano ewakuować do Rumunii 30 000 żołnierzy, na Węgry 40 000 (w tym m.in. brygadę zmotoryzowaną, batalion saperów kolejowych, oraz batalion policyjny "Golędzinów").


Dywizjon „Sęp”
            Tego dnia wszystkie osiem maszyn było już w Rumunii. Rzut kołowy opuścił Polską granicę w nocy z 18 na 19 września koło Kołomyi. Nie całemu personelowi się udało, część trafiła do niewoli.


Dywizjon „Jastrząb”
Dziesięć samolotów na stanie. Wczesnym rankiem na lotnisko XV Dywizjonu przybył szef mechaników 16. Eskadry, st. majster Wac­ław Oyrzanowski, z pisemnym rozkazem gen. Ujejs­kiego nakazującym przerzut samolotów do Rumunii.
Około 8:00 5 dziewięć Łosi rozpoczęło start do Czerniowiec na resztkach benzyny. Po 8:30 maszyny osiągnęły granice rumuńską. Łosie były przeładowane ponad normę. Na pokładach oprócz załóg znajdowali się także mechanicy, w samolotach było nawet po 6 osób!
Ppor. Bernas:
„Rozkaz nie wywołał dyskusji. Było to logiczne i nie­ubłagane zakończenie całej tej nieszczęśliwej dla nas wojny. Przeczuwaliśmy to od chwili wkroczenia bolszewików w granice Polski. Cóż miało tu do roboty lotnictwo ze swym cennym sprzętem, ale bez bazy, bez zaopatrzenia, bez amunicji. Wszystko zostało na tere­nach zajętych przez Niemców.
Uczepiliśmy się nadziei, którą wyczytaliśmy w roz­kazie: 'w celu reorganizacji'. Może nie jest tak źle. Mo­że będziemy dalej walczyć, przecież przelatujemy gra­nicę państwa sprzymierzonego, które zobowiązane jest udzielić nam pomocy. Przecież w Rumunii powinny już być obiecane angielskie i francuskie maszyny, po od­biór których już na parę tygodni przed wojną wyjecha­li nasi specjaliści. Trzeba mieć przecież do kogoś zau­fanie na tym świecie, na czymś się oprzeć.

W maszynie oprócz mnie jeszcze pięciu ludzi, jak we wszystkich pozostałych. Nie chcieliśmy pozostawić mechaników na łaskę losu. Chmury — niskie, poniżej 100 m, a miejscami czepiają się wierzchołków łagod­nych wzniesień. Jest tor. Z prawej i lewej ciągną klucza­mi Karasie, R-y, RWD-13, RWD-8. Wszystko to spra­wia wrażenie ucieczki zwierzyny z płonącego lasu.
Polską miejscowość Śniatyń przelatuję na 200 met­rach. Przy pomalowanym na biało-czerwono szlabanie kolejowym długi sznur samochodów wojskowych ob­ładowanych wojskiem, bagażami, kobietami i dziećmi.”
Tak odleciała z Polski ostatnia zwarta polska powietrzna jednostka bojowa…



Dywizjon ćwiczebny
Rozkazy ewakuacji nie dotarły prawdopodobnie do wszystkich Łosi bazy Małaszewicze, których około dzie­sięciu pozostawało jeszcze tego dnia rano na lotniskach zapasowych w rejonie Pińska i w Małopolsce Wschod­niej; prawdopodobnie tylko sześć z nich przedosta­ło się do Rumunii.



Około 20 Łosi znajdujących się w Czerniowcach Ru­muni zatankowali wieczorem niewielką ilością paliwa, w ramach przygotowań do przelotu na lotnisko Jassy

Dowództwo Brygady Bombowej z płk. Hellerem na czele po krótkim nocnym wypoczynku w Kossowie wyruszyło o godzinie 8.00 drogą na Kuty w kierunku granicy rumuńskiej, którą przekroczyło o godzinie 13.00.

piątek, 17 września 2010

17 Września

Na nasze wschodnie rubieże spadło uderzenie Armii Czerwonej w sile sześciu armii liczących 600-650 tysięcy żołnierzy i ponad 5000 czołgów, podzielonych na dwa Fronty: Białoruski i Ukraiński. Władze sowieckie wypełniły w ten sposób ustalenia tajnego protokołu dodatkowego do paktu Ribbentrop-Mołotow.
Marszałek Edward Rydz-Śmigły wydał 17 września w Kutach tzw. dyrektywę ogólną treści: Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami – bez zmian. Miasta do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii.



Dywizjon „Sęp”
Stan: sześć maszyn zdolnych do działań.

X Dywizjon otrzymał dwukrotnie zmieniany rozkaz przejścia na nowe lotnisko (najpierw do Złoczowa, póź­niej do Worony).
Dowódca nowo przydzielonego plutonu łączniko­wego ppor. rez. Wiktor Pełka z ppor. pil. Władysławem Kramarzem na RWD-8 otrzymali zadanie odnalezienia nowego lotniska pod Buczaczem. W trakcie wykony­wania zadania dostrzegli jedną z wkraczających do Pol­ski kolumn Armii Czerwonej i wylądowali przy niej, aby ustalić zamiary Rosjan. Ppor. Kramarz, który wy­szedł z kabiny RWD, został przez żołnierzy napastni­czej armii zatrzymany, a ppor. Pełka, pomimo ostrzela­nia z broni piechoty, zdołał wystartować, ocalając w ten sposób życie. Po powrocie do Gwoźdźca zameldował o wypadku ppłk. Werakso.
Późnym popołudniem, zanim dyon opuścił Gwoź­dziec Stary, ppłk Werakso otrzymał samolotem łączni­kowym pisemny rozkaz gen. Ujejskiego natychmiasto­wej ewakuacji dyonu do Czerniowiec w Rumunii. Roz­kaz ten został wykonany między godziną 17.30 a 18.00
Do Rumunii przeleciało osiem Łosi X Dywizjonu, a je­den bombowiec — niezdolny do lotu — został spalo­ny przed odejściem z Gwoźdźca. Przed odlotem do Rumunii X Dy­wizjon musiał pozostawić w Gwoźdźcu dwa lub trzy samoloty.
Rzut kołowy X Dywizjonu przemieszczał się z Łuc­ka do Krzemieńca. Następnie, po osiągnięciu Wiśniowca, został zatrzymany i zawrócony z powrotem do Krze­mieńca. Z tej miejscowości przez Radziwiłłów, Brody i Stanisławów dotarł do Kołomyji. W pobliżu dworca kolejowego w Kołomyji został ostrzelany przez Rosjan. Stracił pięciu ludzi i jeden samochód, lecz zdołał wy­cofać się w kierunku granicy rumuńskiej. W nocy z 18 na 19 września w Kutach przeszedł na terytorium Rumunii.



Dywizjon „Jastrząb"
Dziewięć maszyn zdolnych do walki.
Dowódca XV Dywizjonu kpt. Cwynar rankiem 17 września zauważył ze zdziwieniem dwa klucze myś­liwców 1-16 latające w pobliżu lotniska (samoloty sowieckie!). Otrzymał rozkaz natychmiastowego przesunięcia XV Dywizjonu na południowy brzeg Dniestru.
Łosie były gotowe są do odlotu, sąsiednia łąka została zbombardowana przez radzieckie bombowce dwusil­nikowe, a wysłany na rozpoznanie PWS-26 stwierdził obecność obcych wojsk 8 km na wschód od lotniska.
Cwynar zarządził natychmiastowy start na rozpoznane lotnisko Bohorodyczyn koło Obertyna. Łoś kpt. Dwie maszyny musiały zostać na lotnisku, zniszczono je.

Ppor. Bernas z 16. Eskadry:
„Prawie o zmroku, po otrzymaniu rozkazów, star­tujemy na nowe lotnisko w Bohorodyczynie pod Stanisławowem. Lecimy tuż nad wzgórzami. Gdy wylą­dowaliśmy, miejscowa ludność — paręset osób — wy­szła tłumnie na pole. Chętnie pomogła przy maskowa­niu maszyn. Przyjmują nas w miejscowej szkole bardzo gościnnie. Jest wszystko, czego dusza zapragnie. Po­nury nastrój prysł w tej serdeczności".
Tuż po starcie dziewięciu Łosi XV Dywizjonu do Buczacza przyleciał por. Grzeszczak na RWD-8 z roz­kazem gen. Ujejskiego, żądającym ewakuacji samolo­tów do Rumunii.

Tak więc tego dnia dywizjony Łosi — na nieodpowiednich lotniskach, bez zapasów paliwa i bomb oraz bez obsługi — nie wy­konały żadnych zadań bojowych.





Dywizjon doświadczalny ITL
Rozkaz ewakuacji do Rumunii objął także trzy Ło­sie Samodzielnego Dyonu Doświadczalnego ITL znaj­dującego się w Czortkowie. Rankiem 17 września lądo­wisko w Czortkowie zostało zbombardowane i ostrze­lane przez rosyjskie bombowce, ale żaden z Łosi przy tym nie ucierpiał. Wkrótce potem, po otrzymaniu wia­domości o podejściu do miasta kolumny pancernej nie­przyjaciela, rozpoczęła się ewakuacja. Pod ogniem ro­syjskich czołgów zdołały wystartować dwa samoloty. Ostatni, trze­ci samolot, najprawdopodobniej nie obsadzony jeszcze przez załogę, został trafiony przez rosyjski czołg i spło­nął na lotnisku.
Jeden z pilotów doświadczalnych ITL, kpr. Leon Mukowoz, został zatrzymany wcześniej w Żabczycach. 17 września rano wystartował on w celu dołączenia do swej jednostki w Czortkowie. W załodze Łosia znd\zi-li się ponadto plut. mech. Korczowski, kpr. Martin i nie­znany sierżant. Samolot został ostrzelany przez oddzia­ły rosyjskie i z powodu uszkodzeń oraz kończącego się paliwa wylądował przymusowo w polu pod Beresteczkiem. W notatkach pilota znalazła się informacja, że wylądował z ofiarami na pokładzie; szczegóły nie są znane. Następnie, prawdopodobnie po udzieleniu pomo­cy rannym członkom załogi (pochowaniu poległych?), Mukowoz z plut. Korczowskim wystartowali ponow­nie, lecz po dziesięciominutowym locie musiał wylą­dować w pobliżu majątku Peremyl nad Styrem z powo­du awarii prawego silnika Łosia. Tam też, wobec nie­możności naprawienia maszyny i groźby dostania się do niewoli rosyjskiej, lotnicy porzucili samolot. Pilot zdołał przedostać się do Warszawy.
Jednego Łosia udało się uratować z pomocą lotników Karasi z 24 eskadry. Wkrótce po wylądowaniu w Gwoźdźcu 24. Eskad­ra otrzymała rozkaz ewakuacji do Rumunii i wieczorem wszystkie jej maszyny, wśród nich także Łoś, odleciały do Czerniowiec.
W ten sposób przynajmniej 11 Łosi osiągnęło Czerniowce 17 wrzes'nia wieczorem.


Eskadra ćwiczebna
Piloci Eskadry Ćwiczebnej Bombowej, którzy po­przedniego dnia pozostawili trzy Łosie w Użyńcu, oko­ło godziny 6.00 wylecieli z Żabczyc do Horodenki na kolejnych samolotach. Brak źródeł pozwala jedynie na fragmentaryczną rekonstrukcję wydarzeń. Wiadomo, że jeden Łoś został ostrzelany z ziemi dziesięć minut po starcie z Żabczyc, a następnie, po raz kolej­ny, w rejonie Równego. Uszkodzony samolot wylądo­wał przymusowo tuż za granicą polsko-rosyjską, w po­bliżu wsi Bajmacz pod Jampolem (około 40 km na po­łudniowy wschód od Krzemieńca). Zgodnie z rosyjski­mi danymi samolot był uzbrojony tylko w jeden kaem z zapasem 819 naboi.
Lotnicy zostali uwięzieni w obozie w Kozielsku i wios­ną 1940 roku zamordowani przez Rosjan w Katyniu; st. szer. Kolodziejek został po pewnym czasie zwolnio­ny; o losie kpr. Matusiaka brak wiadomości.
Drugi samolot Eskadry Ćwiczebnej Bombowej w czasie przelotu na południe został zestrze­lony i cała załoga poległa.
Trzeci piłot, który powrócił z Użyńca, miał ewakuować z Dobrej Woli jednego Łosia. Z powodu awarii silnika lotnicy musieli jednak odłożyć odlot do następnego dnia.
Parę Łosi ewakuowany z WP1 w dniu 5 września, znalazło się w Dubnie. Ewakuowa­ny personel bazy Małaszewicze, który osiągnął Horodenkę 14 września przekroczył granicę polsko-rumuń­ską około godziny 13.00.

czwartek, 16 września 2010

16 Września

Tego dnia XIX Korpus Pancerny zamknął w rejonie Chełma pierścień okrążenia wokół sił polskich, łącząc się z nacierającymi od południa jednostkami niemieckiego XXII Korpusu Pancernego 14 Armii.
Dowództwo niemieckie zrealizowało tym samym plan okrążenia sił polskich znajdujących się pomiędzy Wisłą i Bugiem podwójnym frontem okrążenia, jednocześnie jednostki niemieckie znajdujące się pod Lwowem miały uniemożliwić wycofywanie się sił polskich, którym udało by się przebić poza front okrążenia z zadaniem zorganizowania planowanej obrony (tzw. przedmościa rumuńskiego) w oparciu o sojuszniczą Rumunię i dostawy broni za pośrednictwem jej terytorium. Próby przebicia się armii Kraków i Lublin nie powiodły się.


Dywizjon „Sęp”

Posiadał tego dnia około sześciu sprawnych Łosi.
Samoloty X Dywizjonu przeleciały rano z Wielic­ka na rozpoznane poprzedniego dnia lotnisko Gwoź-dziec Stary koło Horodecki, a rzut kołowy przesunął się z Łucka do Krzemieńca. Dyon bez benzyny, bez bomb i bez rzutu kołowego nie wykonał lotów bojowych.



Dywizjon „Jastrząb”


Zdolnych Łosi do działań pozostało tylko dziesięć.
Wczesnym rankiem sześć Łosi 16. Eskadry z dodat­kowymi zbiornikami paliwa i dodatkowymi członkami załogi (załogi pięcioosobowe) wystartowało dwoma kluczami na bombardowanie broni pancernej nieprzy­jaciela pod Włodawą i przelot do Buczacza.

Relacja Wacława Oyrzanowskiego:
„Obce maszyny odlatują. Resztki 210 też. Poury­wane mostki. Z 211 eskadry pozostał tylko 1 Łoś. Obrabiają Kołodziej. Dorniery ciągle nad głowami. Bombardują Kowel i Holoby. [... ] Start. Cwynar się denerwuje, start diabelnie długi. W ogniu zawraca, nalatuje na stanowi­ska artylerii. Przykorski w powietrzu spokojny, jako obserwatora będę go cenił. Denerwuje się na pilota, ten nalatuje źle. Jestem spokojny, staram się przydać, obser­wuję powietrze. Strzelec górny podporucznik nie mo­że sobie dać rady z karabinem. Mgła, pożary.
Brody. Lądujemy w Buczaczu. Lotnisko pod psem. Maskowanie. Mechanicy się rozchodzą".

Relacja ppor. Bernasa:
„Przed południem wystartowaliśmy z lotniska Wie­lick, żeby już do niego nie powrócić. Zabraliśmy bom­by. Od Brześcia idzie na Kowel duża kolumna pancer­na, co stwierdziło nasze wczorajsze rozpoznanie na PWS'ach. Lecimy przy pięknej pogodzie. W Brześciu ostrzeliwuje nas własna artyleria małokalibrowa. W Ma­łaszewiczach na lotnisku widzimy dużo dziur po bombach. Przed hangarami parę maszyn i nic więcej. Leci­my na południe, w kierunku Włodawy. Dolatując do Włodawy, dostajemy się w silny ogień naszej artylerii przeciwlotniczej. Dla nas nie ma celów do bombardo­wania. Lecimy dalej. Kolumnę pancerną łapiemy na wejściu do lasu, na zakręcie szosy. Upatrzyłem sobie większe zgrupowanie. Rzucam i robię momentalnie skręt, obserwując efekt. Znowu nalot, znowu rzucam — tak dziewięć razy. Przez protekcję u mechaników otrzyma­łem dzisiaj 9 bomb, tj. więcej niż pozostali. Efekty są, jak świadczy o tym zacieranie rąk przez dolnego strzel­ca. O tym bombardowaniu mówiło później włoskie ra­dio: Polacy latają nad kolumnami niemieckimi jak na poligonie. Robią przepisowe naloty, nie zważając na sil­ny ogień nieprzyjaciela, tak jakby to wcale nie była wojna, lecz ćwiczenia.
Po bombardowaniu polecielis'my na nowe lotnisko pod Buczaczem. Jest malutkie i bardzo trudne, ale wszy­stkie Łosie usiadły wspaniale. Okolica podobno niespo­kojna, grasują uzbrojone bandy Ukraińców. Ubiegłej nocy spalili prywatny samolot turystyczny stojący na naszym lotnisku. Czekamy dalszych rozkazów. Jesteś-my tutaj zupełnie bez zaopatrzenia. Zapewne przerzu­cą nas w inne miejsce".


Trzy Karasie z innej eskadry poleciały na wyprawę w rejon Hrubieszowa późnym rankiem. Trzy po­zostałe Łosie 17. Eskadry udały się wprost do Bucza-cza.
Łoś, który otrzymał postrzał w ramę silni­ka 5 września podczas swego drugiego lotu operacyj­nego i nie wykonał odtąd żadnych zadań, uległ rozbiciu, lądując na małym i bardzo nieodpowiednim lotnisku pod Buczaczem.. Rzut kołowy XV Dywizjonu, dysponujący tylko 17 sprawnymi samochodami, wyruszył również do Buczacza. Około 300 żołnierzy dyonu, których nie zdoła­no zabrać transportem otrzymało rozkaz maszerowania pieszo. Cwynar wysłał po nich pierwszych sześć roz­ładowanych w Buczaczu ciężarówek i zamierzał wy­stać następne, ale dalsze wypadki na to nie pozwoliły — zarówno samochody, jak i maszerujący zostali po­wstrzymani przez Armię Czerwoną...
O godzinie 6.00 do Dobrej Woli pod Pińskiem przybyli z Żabczyc trzej piloci Eskadry Ćwiczebnej Bombowej, którzy mieli odprowadzić samoloty 222. (221.?) Eskadry do XV Dywizjonu: ppor. ppor. Leszek Kamiński, Michał Sobański i Lucjan Brzostowski. Po zameldowaniu się u dowódcy grupy ppor. obs. Kolanowskiego oraz omówieniu taktyki lotu nastąpił start. W trudnych warunkach, przy silnej mgle, Łosie dole­ciały do Łucka, a stąd do Użyńca i wylądowały na lot­nisku zajmowanym przez 24. Eskadrę Karasi. Na miej­scu lotnicy dowiedzieli się, że mają się udać na połud­nie od Horodenki, gdzie znajduje się X Dyon i zamel­dować się u ppłk. Werakso. Z powodu braku paliwa Kolanowski zadecydował, że Łosie chwilowo pozosta­ną w Użyńcu, a piloci odlecą innym samolotem (Fok-kerem?) do Żabczyc po następne trzy bombowce. O go­dzinie 7.30, przed opuszczeniem Użyńca, otrzymali oni od ppor. Kolanowskiego polecenie, aby przy następ­nym locie transportowym polecieli wprost do Horo­denki. Wkrótce potem na lotnisko w Użyńcu dotarł kpt. inż. Wiórkiewicz z ITL z ekipą specjalistów z PZL. Usunęli oni w Łosiach usterki, maszyny uzbroili, a ła­downiki załadowali amunicją przeciwpancerną i zapa­lającą. Sam Kolanowski wyjechał samochodem do Dub-na w celu zdobycia paliwa do swych maszyn. Łosie od­dal pod tymczasową opiekę 24. Eskadrze.
Dowództwo Brygady Bombowej opuściło Białą oko­ło godziny 5.00 i przez Trembowlę - Czortków przy­było pod wieczór do Zaleszczyk.

wtorek, 14 września 2010

15 Września

Niemcy wprowadzili nad Bzurą nowe lekkie dywizje zmotoryzowane i wzmocniły lotnictwo bombowe. Lotnictwo polskie w tym rejonie praktycznie nie istniało i nie było już szans na wsparcie z powietrza dla naszych wojsk.
Twierdza Brześć została otoczona.
Wróg powoli odcinał nas od południa, uniemożliwiając polskim jednostkom ucieczkę do Rumunii.
Nadal walczyliśmy nad Bzurą, w Warszawie i na Helu.
Nadal walczyliśmy w powietrzu.


Dywizjon „Sęp”
Siedem sprawnych i zdolnych do walki Łosi na stanie. Przyprowadzono jednego nieuzbrojonego Łosia z Pińska jako uzupełnienie. X Dywizjon żadnych działań bojowych tego dnia nie wykonał. Na wniosek ppłk. Werakso do dywizjonu został przy­dzielony pluton łącznikowy, złożony z trzech samolotów RWD-8.
Tego dnia nie wykonano lotów.


Dywizjon „Jastrząb”
Tego dnia miał jedenaście sprawnych maszyn.
Dwa Łosie wystartowały rankiem na atakowanie Niemców na trasie (Zamość- Lwów). Po drodze, lecąc wzdłuż toru kolejowego Łosie zostały ostrzelane silnym ogniem
PLA, niestety polskich oddziałów. Ostrzał był celny, jeden z łosi zaczął się palić. Maszyny nie udało się uratować, rozbiła się nieopodal, tylko jeden członek załogi się uratował.
Drugi Łoś wykonał rozpoznanie, namierzając długą kolumnę Niemców na szosie.
Rankiem trzy samolotowy klucz Łosi pole­ciał z zadaniem zbombardowania niemieckiej broni pancernej pod Radomiem. Z powodu proble­mów ze znalezieniem celu (mgła) klucz dokonał bombardowania kolumny niemieckiej w rejonie (Włodzi­mierz Wołyński – Sokal). Atak się powiódł. Samoloty wróciły do bazy bez strat.
Popołudniem tego dnia nad lotniskiem przeleciała niemiecka brygada bombowa, ale na szczęście najprawdopodobniej nie miała już bomb ani amunicji. Nie spadł ani jeden ładunek, ale oczywistym było, że niedługo tu wrócą. Łosie były co prawda znakomicie ukryte, ale Niemcy na pewno zauważyli lądujący P7.
Padła decyzja o przesunięciu dywizjonów na nowe lotnisko, Buchacze. Nad łosiami pojawiły się szwabskie samoloty rozpoznawcze i węszyły celów.
Cwynar wyjechał do Młynowa na poszukiwanie dowództwa brygady, lecz go tam nie odnalazł. Tymcza­sem dowództwo osiągnęło późnym wieczorem rejon Tarnopola i zatrzymało się na noc w miejscowości Bia­ła. Po powrocie do Wielicka Cwynar kazał w ciągu no­cy załadować bombami wszystkie zdatne do użytku Ło­sie i przygotować je na rano do akcji i zmiany lotniska.


Wieczorem w Dobrej Woli pod Pińskiem otrzymano rozkaz przygotowania trzech Łosi, należących najprawdopo­dobniej formalnie do 221. Eskadry i przelotu do Mły­nowa lub Użyńca (w zależności od możliwości lądo­wania) w celu przekazania maszyn do XV Dywizjonu. Pilotów miała dostarczyć Eskadra Ćwiczebna Bombo­wa. W każdym z samolotów, które zostały uzbrojone w jeden karabin maszynowy, miał się też znaleźć jeden mechanik i jeden szeregowiec z obsługi.

poniedziałek, 13 września 2010

14 Września


Dywizjon „Sęp”
Tego dnia dywizjon X posiadał siedem łosi zdolnych do walki.

X Dywizjon miał się tymczasowo przesunąć na lot­nisko Wielick, rozpoznając i bombardując po drodze broń pancerną nieprzyjaciela na obszarze Sokal - Za­mość - Hrubieszów. Ze względu na poranną mgłę dyon zadania nie wykonał, lecz około godziny 10.00 rozpoczął start pojedynczymi samolotami wprost do Wielicka.
Udało się odnaleźć benzynę, która był przeznaczona dla mających tam lądować samolotów alianckich.
Jak tylko pogoda się poprawiła, pojedynczy Łoś ruszył na rozpoznanie okolic Brześcia nad Bugiem. Awaria silnika i mgła utrudniły wykrycie celu, ale udało się.
 Chwile później na wykrytego wroga poleciał klucz Łosi w celu zbombardowania go. Rzeczywiście, nad celem spotkano bardzo gęstą mgłę, ale to akurat pomogło naszym lotnikom. Niemcy źle ocenili prędkość Łosi i ostrzelali maszyny ze złą poprawką, pociski poleciały daleko za naszymi samolotami. Zaraz potem Łosie znalazły się nad celem: z góry wykryto metalowe pudelka, to były szwabskie czołgi! Zaraz potem poleciały pierwsze bomby. Zaraz potem ponowiono nalot atakami koszącymi. Do gry dołączyły „szczeniaki”, ze swoją szybkostrzelnością 1200 strzałów na minutę pustoszyły szyki Niemców.
Nie skończył się jeden atak, a zaraz Łosie poprawiły następnym atakiem, na który specjalnie zostawiły jeszcze po kilka bomb. Tym razem skrzydła prawie muskały czubki drzew!
Niemcy rozjuszeni atakiem prowadzili morderczy ostrzał, który uniemożliwił dalsze sensowne atakowanie i Łosie musiały opuścić ten cel.
Niestety jeden z Łosi ostrzelany zbyt dotkliwie by kontynuować walkę musiał zawrócić do bazy. Silniki pracowały coraz mniej stabilnie, w końcu się okazało, że nie obejdzie się bez przymusowego lądowania. Maszyna wylądowała we wsi Mukoszyn, daleko od Wielicka!
       Lotnicy wymontowawszy „Szczeniaka” z kabiny, dla obrony, byli zmuszeni zostać tak do następnego dnia.
         


Dywizjon "Jastrząb"
Rozpoznanie XV Dywizjonu, przeprowadzone o świ­cie w rejonie Brześć - Biała Podlaska - Lublin, nie przyniosło wyniku. Załoga por. obs. Hieronima Kulbac-kiego (pilot kpr. Stefan Tomicki) z 17. Eskadry na Łosiu 72.210 startującym bez ładunku bombowego nie uzys­kała zadowalającej widoczności ziemi pomimo zejś
na małą wysokość i po godzinie i 20 minutach powró­ciła na lotnisko z nieregularnie pracującym silnikiem.
Nie zważając na mgłę i brak rozpoznania, Cwynar zdecydował się poprowadzić wyprawę bombową w po­staci trzysamolotowego klucza 16. Eskadry. Załogi: kpt. obs. Władysław Dukszto, pilot kpt. Stanisław Cwynar; ppor. obs. Kazimierz Bernas, pilot plut. Stanisław Kło-sowski na Łosiu 72.193; por. obs. Piotr Kowalski, pi­lot ppor. Wiktor Wojcieszek, strzelcy kpr. kpr. Roman Rosołowski i Marian Grzelak na Łosiu 72.183 „F", wy­startowały około godziny 9.00 na bombardowanie bro­ni pancernej na obszarze Lublin - Kraśnik, zabierając po osiem bomb po 110 kg każda. Lecąc na wysokości zaledwie 100 m, klucz po przekroczeniu linii Bugu stra­cił widoczność ziemi i nie był w stanie wykryć wroga. Samoloty zawróciły więc w kierunku Zamościa i zbom­bardowały celnie niewielką kolumnę zmotoryzowaną, a następnie raz jeszcze próbowały bezskutecznie do­trzeć do rejonu Lublina, aby rozpoznać zgrupowania nieprzyjaciela dla ewentualnej następnej wyprawy. Za­łoga Kowalskiego straciła wtedy kontakt z kluczem i zabłądziła na Polesie. Po wyczerpaniu się paliwa Łoś 72.183 „F" lądował przymusowo koło wsi Mukoszyn w rejonie Kamienia Koszyrskiego. Bezowocne próby zdobycia benzyny zmusiły załogę do pozostawienia bombowca.
Relacja Romana Rosołowskiego:
„Wyznaczone na zadanie załogi zebrały się na od­prawę w lesie. Mieliśmy startować pojedynczo, zebrać się w powietrzu i zbombardować npla z wysokości 2500 m, zrzucając 4 bomby 100 kilogramowe. Następ­ny nalot miał się odbyć na wysokości 200 m celem zrzucenia dalszych 4 bomb i ostrzelania npla z broni pokładowej.
Miały startować 3 Łosie. Dowódcą klucza był kpt. Cwynar. Leciałem w prawoskrzydłowej maszynie. Do­wódcą mej załogi był por. obs. Kowalski, pilotem pchor. Wojcieszek, drugim strzelcem kpr. Grzelak.
Wystartowaliśmy o godzinie 6.30 rano. Dolot do Zamościa odbywał się ponad chmurami. Nie wiedzie­liśmy jednak, jaka jest podstawa chmur, bo nie mieliś­my komunikatu meteo. Między maszynami utrzymy­waliśmy łączność radiotelefoniczną. Wszyscy postara­liśmy się o słuchawki od kolegów, którzy nie lecieli
Dolatując do Zamościa, dostrzegłem wybuchy po­cisków artylerii przeciwlotniczej, które rozrywały się nad chmurami, jednak bardzo daleko od nas. Wiedzie­liśmy, że to Niemcy zaczynają nas ostrzeliwać. Chmu­ry zaczęły się rozrywać. Szosy jednak nie znaleźliśmy. Zaczęliśmy krążyć w celu jej odszukania. Po kilkuna­stu minutach szosa została odnaleziona. Dopiero teraz dostrzegłem na niej masę czołgów.
Kapitan Cwynar wydawał już rozkazy: — piloci, kurs bojowy. Obserwatorzy przygotować się do zrzuce­nia bomb. Strzelcy do k.m. — ładować do ognia ciąg­łego. Mój pilot wskazał mi porozumiewawczo niebo, abym uważał na myśliwców. Grzelak był już na dolnym stanowisku. Bomby poszły. Bezpośrednio po tym zo­stał wydany następny rozkaz: — zejść na 200 m, zrzu­cić pozostałe bomby i ostrzelać.
Łosie natychmiast przeszły w nurkowanie i na bar­dzo dużej szybkości przebiliśmy chmury, dość daleko od celu. Piloci weszli znowu na kurs bojowy. Nie wiem, dlaczego szliśmy lotem koszącym. Nasze zapalniki wy­magały właściwie 400 m, gdyż przy niższej wysokości istniało prawdopodobieństwo rażenia maszyny włas­nymi odłamkami.
Kiedy wyskoczyliśmy zza lasu na szosę, otrzyma­liśmy od razu niesłychanie silny ogień z artylerii prze­ciwlotniczej i z pojazdów pancernych, którymi była za­pchana szosa. Wśród Niemców popłoch, my także by­liśmy silnie podnieceni. Prawdopodobnie wskutek silne­go ognia z ziemi, a także ze względu na małą wysokość lotu ani jeden z trzech obserwatorów nie wyrzucił bomb. Tylko strzelcy prowadzili gorączkowy ogień. W mię­dzyczasie zamieniłem się z Grzelakiem na stanowis­ka ogniowe, gdyż wolałem strzelać z dolnego. Widzia­łem stąd bardzo wyraźnie czołgi z krzyżami, a przede wszystkim smugi pocisków z ziemi. Szosa była wilgot­na po deszczu.
Kapitan Cwynar i lewoskrzydłowa maszyna ode­rwały się od npla i zniknęły w chmurach. Tymczasem mój pilot, nie otrzymawszy żadnych rozkazów, w dal­szym ciągu trzymał się szosy. W pewnej chwili przela­tując nad dziedzińcem szkolnym, dostrzegliśmy kilka­naście stojących na nim samochodów niemieckich. Woj­cieszek dał znak ręką obserwatorowi. Ten jednak bomb nie wyrzucił. Równocześnie Grzelak kopie mnie nogą

i krzyczy, ze mamy przestrzelony lewy statecznik kie­runkowy. Podczołgałem się więc do pilota, aby mu to zakomunikować. Podchorąży wiedział jednak, że jes­teśmy trafieni, gdyż Łoś szedł już trawersem i nie po­zwolił się z niego wyprowadzić.
Trzeba było oderwać się od szosy. Wyszliśmy nad chmury i rozglądamy się za pozostałymi Łosiami. Ni­kogo jednak nie widać. Postanawiamy wrócić do bazy. Obserwator kreśli dużymi literami kurs powrotny i po­kazuje go pilotowi. Jednak po pewnym czasie zmienia go. Okazuje się, że stracił orientację. W tej sytuacji pod­chorąży, widząc tor kolejowy, chce zmienić kurs. Jed­nak obserwator nie zgadza się. Zgubiliśmy się zupeł­nie. Po długim czasie stwierdzamy, że jesteśmy w rejo­nie Prypeci. Zaczyna nam brakować paliwa. Wskutek nalegań pilota obserwator decyduje się na lądowanie, w celu dowiedzenia się, gdzie jesteśmy. Lecimy już tylko na zbiorniku opadowym. Zrzuciliśmy nad jaki­miś mokradłami bomby i ścinając czubki sosen, siedliś-my bez żadnych uszkodzeń. W czasie lądowania sta­łem z Grzelakiem z tyłu, trzymając się kurczowo ja­kichś uchwytów. Pierwsze uderzenie kołami o ziemię spowodowało ich oberwanie się.
Biegną do nas chłopi w łapciach i samodziałowych koszulach. Uzbrojeni są w kije. Dowiadujemy się od nich, że znajdujemy się w pobliżu wsi Mukoszyn pow

Kamień Koszyrski. Ludzie ci pierwszy raz w życiu wi­dzieli z bliska polski samolot. Podchorąży Wojcieszek znał ukraiński, więc szybko porozumieliśmy się. Na­szego Łosia przeciągnęliśmy wołami na bardziej nada­jące się do wzlotu pastwisko.
Zamierzaliśmy porozumieć się z bazą drogą radio­wą, ale w czasie lądowania zerwane zostały anteny. Nie oddalaliśmy się od maszyny, gdyż obawialiśmy się miej­scowej ludności. Maszerujące przez wieś polskie od­działy obiecały dostarczyć nam benzynę, która podob­no znajdowała się gdzieś w pobliżu, w lasach. Nadcho­dziła powoli noc.
Zdemontowaliśmy 'Szczeniaki' dla ewentualnej obrony własnej, pościeliliśmy sobie w stogu siana i za­braliśmy się do gryzienia pestek z dyni, gdyż baliśmy się spożywać cokolwiek innego, co mogliśmy zakupić. Mieliśmy wprawdzie po jednej puszce konserw mięs­nych schowanych w maskach gazowych, jednak posta­nowiliśmy je zostawić na później.
Całą noc czuwaliśmy. Rano przyszła do nas rodzi­na polskich osadników i ostrzegła nas przed miejsco­wą ludnością. Do rodziny tej chodziliśmy kolejno jeść. Obserwator Kowalski, mimo naszych perswazji, udał się do wsi, aby wysłać telefonogram do Wielicka. Nie­stety, więcej już nie powrócił. Nie wiem, co się z nim stało. Wzmocniliśmy naszą czujność29

W oczekiwaniu na obiecaną benzynę rozpłataliśmy skrzydło, aby można było z góry napełnić zbiorniki. Niestety, około południa otrzymaliśmy wiadomość, że benzyna jest, ale samochodowa. Oficerowie, którzy nam ją przekazali pocieszyli nas jednak, że we wsi Wielka Hłusza, 20 km na północny zachód, znajdują się zapa­sy benzyny. Kapral Grzelak postanowił udać się na po­szukiwanie por. Kowalskiego. Nie wrócił także. Przy­puszczaliśmy, że został zamordowany-"1.
Noc z 16 na 17 września spędziliśmy już tylko we dwójkę z podchorążym Wojcieszkiem. 17 rano pilot zde­cydował się na start do Wielkiej Hłuszy. Benzyny po­winno wystarczyć na kilka minut lotu. Ze względu na ryzyko Wojcieszek zaproponował, że poleci sam. Nie zgodziłem się i wystartowaliśmy razem, w kierunku po­kazanym nam przez tubylca. Po 3-4 minutach lotu za­uważyliśmy wioskę pełną żołnierzy. Nasze pojawienie się powitali podrzucaniem czapek i machaniem dłoń­mi. Wylądowaliśmy za wsią.
Benzyna okazała się znów samochodową. Wojcie­szek przyniósł ponadto wiadomości o burzliwych na­strojach tutejszych nacjonalistów ukraińskich. Żołnierze nakarmili nas zupą i pod wieczór wycofali się. Znowu ostrzegli nas osadnicy. Pilot skontaktował się jakoś z ko­misariatem policji. Ewakuował się właśnie i oczywiście nie mógł nam udzielić żadnej pomocy. Policjanci radzi­li nam jednak, żebyśmy nie pozostawali w tym rejonie.
W tej sytuacji postanowiliśmy zniszczyć Łosia. Jednak nie mogliśmy go spalić, gdyż nie było w nim benzyny. Postrzelaliśmy więc ze 'Szczeniaków' silniki i wszystkie żywotne części, spadochrony zaś podarliś­my. Karabiny maszynowe zabraliśmy ze sobą"31.




Po południu 14 września 17. Eskadra dozbroiła z wiel­kim trudem dwa z trzech otrzymanych 12 września z XX Dywizjonu Łosi. Ponadto jednego Łosia otrzyma­ła 16. Eskadra. Ppor. Szymański:
„Ściągamy z Brześcia cztery nowe maszyny. Wcale nie wyposażone. Uzbrajamy, kombinujemy. Wyciągam z Żubra busolę, drutem przykręcam w maszynie. Usta­wiam kociołek 'na oko'. Kompensacja, śmiechu warta

Dowództwo brygady wyruszyło z Włodzimierza około godziny 3.00 przez Łuck i Młynów do Kołomyji, wydając przed tym rozkaz przesunięcia Łosi w rejon Buczacza, ewentualnie do Czerniowiec. Rozkaz do dy-onów dotarł rano. W Kołomyji Naczelne Dowództwo Lotnictwa zamierzało wydać rozkaz ponownej reorga­nizacji lotnictwa, a jednostki Łosi miały otrzymać dal­sze rozkazy operacyjne od Dowództwa Brygady w Mły-nowie. W praktyce jednak łączność dowództwa z jed­nostkami uległa zerwaniu i dyony Łosi operowały da­lej na własną rękę.
Dyony rozkazu przejścia do Buczacza nie wykona­ły. Werakso pisał w swoim sprawozdaniu, że wobec nie­znajomości w nakazanym rejonie żadnego terenu na­dającego się na lotnisko dla Łosi i obawy, że nie będzie miał ani paliwa, ani bomb, postanowił pozostać w Wie-licku aż do wyczerpania benzyny, aby dalej kontynuo­wać walkę. Niemniej oba dyony przystąpiły do poszu­kiwania odpowiedniejszych lotnisk w nakazanym ob­szarze, wykorzystując do tego celu własne RWD oraz inne samoloty zlatujące się od paru dni do Wielicka i powodujące niebezpieczne zagęszczenie na tamtej­szym lotnisku.
Obok PWS, RWD oraz szkolnych Karasi do Wie­licka przybyło również kilka P.7 z Dęblina oraz proto­typy P.46 Sum i P. 1 lg Kobuz. Ten ostatni, lądując, za­haczył skrzydłem o Suma, uszkadzając mu statecznik. Mając do dyspozycji myśliwce P.7 i Kobuza, kpt. La­guna zorganizował ubezpieczenie lotniska, przydziela­jąc wyremontowanego w Wielicku Kobuza por. Hen­rykowi Szczęsnemu. Po raz pierwszy od rozpoczęcia działań Łosie otrzymały wtedy obronę myśliwską swo­jego lotniska. Por. Szczęsny w czasie dwóch lotów bo­jowych zdołał zestrzelić dwa samoloty niemieckie. W czasie drugiego lotu został lekko ranny w nogę, ale po krótkiej, najprawdopodobniej jedno lub dwudnio­wej przerwie znów zasiadł za sterami myśliwca.
Relacja Wacława Oyrzanowskiego:
„Porucznik Szczęsny na Kobusiu strąca przed po­łudniem Dorniera. Pozazdrościł mu Laguna. Obserwu-

jemy z ziemi, minął się. Ląduje, powiada, że nie wi­dział. Potem poleciał jakiś' kapral — nic. Za każdym razem uzupełniamy paliwo i amunicję. Po południu le­ci Szczęsny, znów sprząta jednego, lecz ma przestrze­loną nogę".
Relacja Kazimierza Bernasa:
„Na nasze lotnisko nalot wszelkich możliwych sa­molotów — Karasi, Żubrów, PWS'ów, RWD'eków, PZL. Cwynar klnie, na czym świat stoi. Obawia się, że te szwendające się bez przerwy samoloty zdradzą po­łożenie naszego lotniska. Dotąd był względny spokój. Jedyna pociecha, że przyleciał jeden SUM i jeden KO­BUZ. Zderzyły się co prawda przy kołowaniu, ale na­si mechanicy szybko je naprawili, tak że rano były go­towe. SUM jest wspaniały. Uzbrajamy go pospiesznie. KOBUZ będzie służył jako obrona lotniska. Jest to je­dyna maszyna nadająca się obecnie do walki. Nawet do pościgu. Mechanicy chodzą koło niej jak przy włas­nym dziecku. Wieczorem [15 września — przyp. T. K.l powrócił ppor. Piotr Kowalski spod Kazimierza Koszyr-skiego, gdzie lądował przymusowo z braku paliwa. Reszta załogi pozostała przy samolocie. Rano prawdo­podobnie wyśle się samochodem mechaników i benzy­nę, ale to niezbyt pewne, bo benzyny jest już mało. Przypuszczalnie załoga ta będzie dla nas stracona".
14 września została zakończona ewakuacja Łosi z Prużan (Kuplin). Jeden Łoś XX Dywizjonu rozbił się na lotnisku Hutniki. Wczesnym popołudniem, wkrótce po przybyciu do Hutnik Karasi VI Dywizjonu, na lot­nisko to przyleciało także kilka następnych Łosi z XX Dywizjonu i Samodzielnego Dywizjonu Doświadczal­nego. Podczas bombardowania lotniska Hutniki przez dziewięć samolotów Do 17Z z III/KG 76, które zaczę­ło się o godzinie 14.50 i unicestwiło sprzęt latający VI Dywizjonu, zniszczeniu uległo również parę (dwa?) Łosi XX Dywizjonu i dwa Łosie Samodzielnego Dy­wizjonu Doświadczalnego.
221. Eskadrze, posiadającej sześć Łosi na lotnisku w rejonie Pińska, rozkazano przesunąć trzy bombow­ce do rejonu Młynowa, na lotnisko Użyniec, przezna­czając je jako uzupełnienie dla Brygady Bombowej.

13 Września


Armia „Łódź” po bezskutecznych próbach przedarcia się do Warszawy zdążała do Modlina. Na zachodzie inne armie, „Poznań” oraz „Pomorze” próbowały również dostać się do Warszawy. Niemcy zajęli także pozycje pod Lwowem. Wojsko polskie wycofywało się już nad linie Dniestru i Stryja.
Dywizjon „Sęp”
            Dywizjon posiadał tego dnia siedem Łosi zdolnych do walki.
Dzień przywitał oba dywizjony mgłą, która spowodowała kłopoty z realizacją powierzonych zadań. Wykonano jedno rozpoznanie na kierunku Hrubieszów - Zamość, wykrywa­jąc czołgi niemieckie w marszu na szosie. Warunki atmo­sferyczne zmusiły załogę do przymusowego lądowa­nia, maszyna powróciła później na lotnisko.
W godzinach popołudniowych płk Heller udał się na inspekcję X Dy­wizjonu w Gnojnie. W dywizjonie pozostało już tylko 27 bomb 100 kg, (standardowy ładu­nek dla ledwie dwóch Łosi). Hellerowi złożono meldunek z roz­poznania o bliskości czołgów niemieckich. Wieczorem, z inicjatywy Weraksy, rzut kołowy X Dywizjonu wy­ruszył w kierunku Łucka.
16. Eskadra wzbogaciła się o jeden nowy samolot. Poniżej relacja z przerabiania „dziewiczego” Łosia na „bojowy”: (st. majster wojskowy Oyrzanowski):
„Znalazłem w lesie Łosia jednoogonowego („A”). Dobry, tylko nieuzbrojony. W dwu Karasiach na dol­nych stanowiskach znalazł kpr. Zarzewaj dwa „szcze­niaki” i samolot uzbroiliśmy. Sierż. Szwedowski z Piń­ska przyprowadził kompletnego Łosia. Mam już więc 7 maszyn. Walczaka jeszcze nie ma, ludzie powoli ścią­gają cały dzień, przy maszynach nie ma więc kto ująć ich w karby. Tylko 2 zgłosiło się do pracy przy maszy­nach. Obiad przywożą do lasu i z konieczności schodzi się tu cała eskadra. Wyławiam więc ludzi powoli. [...] Spotkaliśmy się wreszcie z warsztatem. Robią dzień i noc. Dorniery kilka razy dziennie latają nad nami. Nasz lasek pełen maszyn. Więcej samolotów niż drzew w lasku. Niema czasem czym maskować. Pełno erwudziaków i efek (samoloty RWD i Fokker). Z oficerów przy maszynach nikt się nie pokazu­je, boją się bombardowania. Zadowolony jestem z te­go, bo mogę spokojnie przy nich pracować. Wieczo­rem ma przyjechać na inspekcję Heller. Przykorski st. m. w. Sobczykowi każe na kolorowo malować lam­py stajenne i rozwieszać lampiony przed dworem. Na cześć Hellera ma się odbyć pijatyka. Klniemy, na czym świat stoi. Robię, co mogę, aby ludzie się o tym nie do­wiedzieli".
W czasie odprawy w Naczelnym Dowództwie Lot­nictwa około godziny 22.00, Heller przedstawił ko­nieczność zmiany lotnisk. Łosiom brygady kazano na­stępnego dnia o świcie rozpoznać i zbombardować broń pancerną zbliżającą się do Włodzimierza i po wykona­niu zadania lądować w rejonie Horodenki lub Bucza-cza. Heller zażądał szkiców lotnisk, lecz okazało się, że ich już nie było, bo zostały ewakuowane z ciężkim taborem. Ujejski wówczas zdecydował, że jeśli wy­mienione rejony nie będą się nadawać dla Łosi, należy skierować je do Czerniowiec w Rumunii. Wobec bra­ku decyzji co do nowych lotnisk, które trzeba było do­piero odnaleźć i rozpoznać, Heller rozkazał X Dywiz­jonowi tymczasowe przejście po wykonaniu zadania na lotnisko Wielick.




Dywizjon „Jastrząb”

       Dywizjon posiadał tego dnia 9 Łosi zdolnych do walki.           
       Tego dnia żaden Łoś tej formacji nie wykonywał zadań bojowych.
Na lotnisku XV dywizjonu stacjonowało mnóstwo samolotów z różnych jednostek, Karasie, P7, P11c, nawet jeden P11e(g).
Zreorganizowano obronę lotniska, dotąd składała się ona tylko ze stanowisk KM wymontowanych z uszkodzonych maszyn, zatwierdzonych na drewnianych palach! Teraz, dzięki obecności myśliwców lotnisko dostało swoja własną obronę powietrzną, która miała chrzest bojowy tego samego dnia: samoloty P7 zestrzeliły jednego He111, który spadł i rozbił się nieopodal lotniska, pozostałe bombowce wroga uciekły.




Łosie „zapasowe”
Rozpoczęto ewakuację 27 Łosi z lotnisk zapaso­wych w rejonach Pińska i Prużan na obszar Młynów -Dubno - Brody, skąd przelecieć miały do okolic Śniatynia. Trzysamolotowy klucz Eskadry Ćwiczebnej Bom­bowej XX Dywi­zjonu Bombowego przeleciał z Prużan do Pińska i stamtąd wyruszył w dal­szą drogę na lotnisko Hutniki koło Brodów.
Z powodu fatalnych warun­ków atmosferycznych i braków w przyrządach nawi­gacyjnych bombowce zabłądziły nad ZSRR, gdzie wy­lądowały, aby dowiedzieć się, gdzie się znajdują!
Po zorientowaniu się, że są na terenie Rosji, Łosie wystar­towały ponownie z zamiarem powrotu do Polski. Ze względu na wyczerpanie się benzyny dwa z nich wkrót­ce lądowały przymusowo niedaleko Mozyrza, a jeden w innym, bliżej nieznanym rejonie. Za­łogi zostały aresztowane przez kacapów i zabrane do Mińska. Los wszystkich lotników nie jest znany, wiadomo jedynie, że w rosyjskiej niewoli pod Archangielskiem z wy­cieńczenia zmarł w 1941 roku por. Edmund Rój; życie stracili też por. pil. Józef Kawka i jeden z obserwatorów — por. Zbigniew Wójcik, który trafił do obozu w Ko-zielsku. Niewolę przeżyli natomiast por. obs. Bohdano-wicz, sierż. pil. Baryga i jeden z mechaników, plut. Sta­nisław Nowik, którzy w 1942 roku wyjechali do Anglii.

Wojska niemieckie zajęły Mielec, zdobywając nie­znacznie uszkodzoną fabrykę WP2 oraz 14 Łosi, w tym dwa prawie ukończone, jednakże zdewastowane przez pracowników zakładu i 12 w różnych stadiach montażu.