Dla Łosi Brygady Bombowej byt to dzień najintensywniejszych od 4 września działań. Wykonały one łącznie 16 samolotozadań (14 Dywizjon „Sęp” i dwa Dywizjon „Jastrząb”), zrzucając przypuszczalnie około 18 ton bomb przy stracie dwóch bombowców.
Stan dywizjonu na ten dzień wynosił co prawda 10 Łosi, ale tylko sześć nadawało się do walki.
X Dywizjon miał rozpoznać i bombardować obszar Włodzimierz -Zamość - Jarosław - Lwów.
O godzinie 5.00 wykonano rozpoznanie w rejonie na (Radymno- Jaworów– Krakowiec), gdzie wykryto niemiecką kolumnę. Po dwugodzinnym locie powrócili na lotnisko, bez strat.
Około godziny 6.00 w Gnojnie wylądował samolot, który od 8 września przebywali w Ułężu i dopiero po wymianie opony mógł powrócić do swej jednostki. Przed przelotem do Gnojna, z własnej inicjatywy lotnicy podwiesili w nocy bomby i po starcie z Ułęża zaatakowali niemiecką kolumnę na szosie Kozienice - Radom, obrzucając ją bombami i ostrzeliwując!
Około 8:00 trzy Łosie wystartowały na zadanie bojowe. Samoloty wystartowały wspólnie, ale po osiągnięciu celu podzieliły się i pojedynczo, z różnych wysokości zbombardowały kolumnę. Po zrzuceniu bomb przez nasze bombowce, nad celem pojawiło się pięć Messer-schmittów Bf 109. Niemieckie maszyny ruszyły za Łosiami w pościg. Dwa Messerschmitty zaatakowały jednego Łosia i po dłuższej walce zestrzeliły go. Płonący polski samolot rozbił się przy próbie lądowania pomiędzy Charytanami i Miękiszem Starym pod Radymnem. Cała załoga zginęła. Zwycięzcą okazał się dowódca niemieckiej formacji, Hptm. Gentzen23.
Mieszkaniec Charytan Stanisław Puzio tak opisał ostatnie chwile polskiego bombowca:
„Byłem na polu w pobliżu domu, kosząc kiszonkę dla bydła. Na okolicznych polach ludzie wypasali krowy. Nagle od strony Radymna dobiegł odgłos strzałów. Zobaczyłem nad Radymnem czarne wybuchające chmurki, które otaczały jakieś malutkie czarne punkty; dziś już wiem, że były to wybuchy artylerii przeciwlotniczej. Po chwili dobiegł stamtąd huk wybuchów — samoloty atakujące kolumnę zrzuciły bomby. Nie minęła chwila, gdy od strony Radymna nadleciał samolot. Był coraz większy, wykonywał wiraże, a wokół niego uwijały się atakujące z góry dwa mniejsze samoloty. Gdy pilot nadleciał nad przysiółek Kozły, z obu silników buchnął dym i ogień. Niemieckie samoloty trafiły go i zapaliły. Polski pilot schodził coraz niżej, nad Kozłami na ziemię spadła czapka pilotka, widać było dziury w konstrukcji. Pilot nad lasem wykonał skręt chcąc ominąć drzewa i skierował cały czas atakowany samolot na łąki w tzw. 'Kamionce'. Maszyna uderzyła o ziemię i eksplodowała na polu Stanisława Bawoła z taką siłą, że oderwany ogon leżał kilkanaście metrów od kadłuba.
Natychmiast zaczęli nadbiegać ludzie z Miękisza Starego, podbiegłem i ja. Nie można było nic zrobić, gdyż silny ogień objął cały wrak. Obok zobaczyłem ciała dwóch lotników — kaprali — leżące obok siebie twarzami do ziemi, ze spadochronami na plecach.”
Między godziną 15.00 i 17.00 trzy inne Łosie dokonały jeszcze jednego nalotu na kolumnę pod Radymnem. Wszystkie maszyny wykonały zadanie i powróciły do Gnojna, choć jeden Łoś był atakowany — nieskutecznie — przez niemieckie myśliwce.
Po południu załoga jedna z maszyn wykonała lot patrolowy w rejonie lotniska. Udało się dodatkowo dozbroić dwa Łosie.
Dywizjon posiadał około 11 Łosi, ale tylko pięć było zdolnych do lotów bojowych.
Celem na ten dzień było zbombardować dwoma kluczami zgrupowania pancerne na południe od Bzury, w rejonie Rawa Mazowiecka - Brzeziny. Prawdopodobnie dwu-samolotowy (najprawdopodobniej) klucz nie odnalazł celu i wyrzucił bomby w pole.
Podczas startu trój-samolotowego klucza 17. Eskadry o godzinie jeden Łoś wpadł do rowu przeciwodłamkowego i uległ poważnemu rozbiciu. Pozostałe bombowce wykonały pomyślnie zadanie pomimo niezmiernie intensywnego ognia obrony PLA. Maszyny powróciły bardzo postrzelane Strzelcy cudem uszli cało, gdyż kabiny ich były dwukrotnie przestrzelone na wylot.
Dowództwo Brygady opuściło Brześć około godziny 2.00 w nocy, przebijając się z wielkim trudem przez Kowel - Łuck do Włodzimierza Wołyńskiego, dokąd przybyło późnym popołudniem. Po zameldowaniu się w Naczelnym Dowództwie Lotnictwa Heller wydał przed północą rozkazy operacyjne na następny dzień, obejmujące rozpoznanie i bombardowanie obszarów Włodzimierz - Zamość - Jarosław - Lwów.
Wobec bardzo dającego się we znaki braku benzyny Heller nakazał każdemu dyonowi przysłać samochody z 20 pustymi beczkami na punkt zborny koło Włodzimierza. Rano 13 września kolumna ta udała się do Brześcia, który był już wtedy atakowany od zachodu przez wojska niemieckie, pobrała tam benzynę i rozwiozła do dyonów.
Na lotniskach pomocniczych w rejonie Pińska przeprowadzono przeglądy i naprawę samolotów. Na niektórych Łosiach udało się naprawić niesprawne zamki bombowe. Wieczorem dowieziono olej i paliwo, niestety B.A.B., które niezbyt się nadawało dla Łosi.
Ewakuacja bazy Małaszewicze została zakończona o godzinie 6.00. W bazie pozostało tylko kilku ludzi kompanii portowej, którzy mieli dokonać zniszczeń urządzeń i sprzętu.
Wydarzenia opisał Stanisław Puzio mój ukochany dziadzio ,słuchałem tej opowieści miliony razy będąc młodym ,nie zdawałem sobie wtedy sprawy jaka historię opowiada ,dziś mam 35 lat i dziś dopiero wiem że chciałbym to słuchać jeszcze drugie tyle razy z jego ust.
OdpowiedzUsuń