Witam serdecznie na koncie najlepszego samolotu bojowego września 1939.

niedziela, 12 września 2010

12 Września


Dla Łosi Brygady Bombowej byt to dzień najinten­sywniejszych od 4 września działań. Wykonały one łącznie 16 samolotozadań (14 Dywizjon „Sęp” i dwa Dy­wizjon „Jastrząb”), zrzucając przypuszczalnie około 18 ton bomb przy stracie dwóch bombowców.


            Stan dywizjonu na ten dzień wynosił co prawda 10 Łosi, ale tylko sześć nadawało się do walki.
X Dywizjon miał rozpoznać i bombardować obszar Włodzimierz -Zamość - Jarosław - Lwów.
O godzinie 5.00 wykonano rozpoznanie w rejonie na (Radymno- Jaworów– Krakowiec), gdzie wykryto niemiecką kolumnę. Po dwugodzinnym locie powrócili na lotnisko, bez strat.
Około godziny 6.00 w Gnojnie wylądował samo­lot, który od 8 września przebywali w Ułężu i dopiero po wymianie opony mógł powrócić do swej jednostki. Przed prze­lotem do Gnojna, z własnej inicjatywy lotnicy podwiesili w no­cy bomby i po starcie z Ułęża zaatakowali niemiecką kolumnę na szosie Kozienice - Radom, obrzucając ją bombami i ostrzeliwując!
Około 8:00 trzy Łosie wystartowały na zadanie bojowe. Samoloty wystartowały wspólnie, ale po osiągnię­ciu celu podzieliły się i pojedynczo, z różnych wysokości zbombardowały kolumnę. Po zrzuceniu bomb przez nasze bombowce, nad celem pojawiło się pięć Messer-schmittów Bf 109. Niemieckie maszyny ruszyły za Łosiami w pościg. Dwa Messerschmitty zaatakowały jednego Łosia i po dłuższej walce zestrzeliły go. Płonący pol­ski samolot rozbił się przy próbie lądowania pomiędzy Charytanami i Miękiszem Starym pod Radymnem. Ca­ła załoga zginęła. Zwycięzcą okazał się dowódca niemieckiej formacji, Hptm. Gentzen23.
Mieszkaniec Charytan Stanisław Puzio tak opisał ostatnie chwile polskiego bombowca:
„Byłem na polu w pobliżu domu, kosząc kiszonkę dla bydła. Na okolicznych polach ludzie wypasali kro­wy. Nagle od strony Radymna dobiegł odgłos strzałów. Zobaczyłem nad Radymnem czarne wybuchające chmur­ki, które otaczały jakieś malutkie czarne punkty; dziś już wiem, że były to wybuchy artylerii przeciwlotni­czej. Po chwili dobiegł stamtąd huk wybuchów — samoloty atakujące kolumnę zrzuciły bomby. Nie minę­ła chwila, gdy od strony Radymna nadleciał samolot. Był coraz większy, wykonywał wiraże, a wokół niego uwijały się atakujące z góry dwa mniejsze samoloty. Gdy pilot nadleciał nad przysiółek Kozły, z obu silni­ków buchnął dym i ogień. Niemieckie samoloty trafi­ły go i zapaliły. Polski pilot schodził coraz niżej, nad Kozłami na ziemię spadła czapka pilotka, widać było dziury w konstrukcji. Pilot nad lasem wykonał skręt chcąc ominąć drzewa i skierował cały czas atakowany samolot na łąki w tzw. 'Kamionce'. Maszyna uderzyła o ziemię i eksplodowała na polu Stanisława Bawoła z taką siłą, że oderwany ogon leżał kilkanaście metrów od kadłuba.
Natychmiast zaczęli nadbiegać ludzie z Miękisza Starego, podbiegłem i ja. Nie można było nic zrobić, gdyż silny ogień objął cały wrak. Obok zobaczyłem cia­ła dwóch lotników — kaprali — leżące obok siebie twarzami do ziemi, ze spadochronami na plecach.”

Między godziną 15.00 i 17.00 trzy inne Łosie dokonały jeszcze jednego nalotu na kolumnę pod Radymnem. Wszystkie maszyny wykona­ły zadanie i powróciły do Gnojna, choć jeden Łoś był atakowany — nieskutecznie — przez nie­mieckie myśliwce.
Po południu załoga jedna z maszyn wy­konała lot patrolowy w rejonie lotniska. Udało się dodatkowo dozbroić dwa Łosie.

Dywizjon posiadał około 11 Łosi, ale tylko pięć było zdolnych do lotów bojowych.
           
Celem na ten dzień było zbombardować dwoma klucza­mi zgrupowania pancerne na południe od Bzury, w re­jonie Rawa Mazowiecka - Brzeziny. Prawdopodobnie dwu-samolotowy (najprawdopodobniej) klucz nie odnalazł celu i wyrzucił bomby w pole.
Podczas startu trój-samolotowego klucza 17. Eskad­ry o godzinie jeden Łoś wpadł do rowu przeciwodłamkowego i uległ poważnemu rozbiciu. Pozostałe bombowce wykonały pomyślnie zadanie pomimo niezmiernie in­tensywnego ognia obrony PLA. Maszyny powróciły bardzo postrzelane Strzelcy cudem uszli cało, gdyż kabiny ich były dwukrotnie przestrzelone na wylot.



Dowództwo Brygady opuściło Brześć około godzi­ny 2.00 w nocy, przebijając się z wielkim trudem przez Kowel - Łuck do Włodzimierza Wołyńskiego, dokąd przybyło późnym popołudniem. Po zameldowaniu się w Naczelnym Dowództwie Lotnictwa Heller wydał przed północą rozkazy operacyjne na następny dzień, obej­mujące rozpoznanie i bombardowanie obszarów Wło­dzimierz - Zamość - Jarosław - Lwów.
Wobec bardzo dającego się we znaki braku benzy­ny Heller nakazał każdemu dyonowi przysłać samo­chody z 20 pustymi beczkami na punkt zborny koło Włodzimierza. Rano 13 września kolumna ta udała się do Brześcia, który był już wtedy atakowany od zacho­du przez wojska niemieckie, pobrała tam benzynę i roz­wiozła do dyonów.
Na lotniskach pomocniczych w rejonie Pińska prze­prowadzono przeglądy i naprawę samolotów. Na nie­których Łosiach udało się naprawić niesprawne zamki bombowe. Wieczorem dowieziono olej i paliwo, nie­stety B.A.B., które niezbyt się nadawało dla Łosi.
Ewakuacja bazy Małaszewicze została zakończona o godzinie 6.00. W bazie pozostało tylko kilku ludzi kompanii portowej, którzy mieli dokonać zniszczeń urządzeń i sprzętu.

1 komentarz:

  1. Wydarzenia opisał Stanisław Puzio mój ukochany dziadzio ,słuchałem tej opowieści miliony razy będąc młodym ,nie zdawałem sobie wtedy sprawy jaka historię opowiada ,dziś mam 35 lat i dziś dopiero wiem że chciałbym to słuchać jeszcze drugie tyle razy z jego ust.

    OdpowiedzUsuń