Witam serdecznie na koncie najlepszego samolotu bojowego września 1939.

środa, 8 września 2010

9 Września



Dywizjon „Sęp”:
            Nadal na lotnisko nie przybył rzut kołowy. Dowódca czekał na rozkazy ze sztabu brygady, ale te nie nadchodziły. Lotnicy mieli już dość czekania, palili się do walki, a tym razem kolejny dzień czekali i patrzyli na „śmiało maszerującego wroga”. Niestety, samolot łącznikowy ze sztabu nie przylatywał.
            Co ciekawe, tamtejszy dowódca kompanii lotniskowej odmówił pomocy przy naprawie Łosi, gdyz oświadczył, że nie ma takich rozkazów(!), czekał na mające przylecieć francuskie bombowce Amiot (tamto lotnisko było umówionym miejscem lądowania francuskich bombowców, które miały by zbombardować Niemcy i lotem wahadłowym lądować w Polsce).
            O 15:00 przybyły upragnione rozkazy, zbombardować wroga na trasie (Rzeszów- Prze­worsk-  Jarosław - Jaworów) ale ze względu na brak obsługi i wyposażenia nie wykonano tego rozkazu.
            Dywizjon miał na stanie już tylko 6 sprawnych Łosi, czyli 33% stanu z 1 września. W związku z tym wysłano zapotrzebowanie na min. 9 maszyn. Niestety, pojęcie dowództwa sztabu o stanie wyposażenia Łosi w XX dywizjonie było marne, przyznano do X dywizjonu właśnie te maszyny. Były to samoloty pozbawione wielu podstawowych podzespołów (celowników, karabinów, busoli, prowadnic bomb) i dla eskadr bombowych były po prostu do niczego.


Dywizjon „Jastrząb”:
            O 8:30 rano rozpoczęła się ewakuacja z lotniska Podlodowo na nową lokalizację, do Wielicka, koło Kowla. Jedna maszyna okazała się mieć zbyt poważne usterki, by polecieć, musiała zostać porzucona.
Łosie wystartowały w porę, 10 minut później na lotnisko spadły bomby niemieckie. Na szczęście transport kołowy też wyruszył wcześniej i lekkiemu uszkodzeniu uległo tylko kilka ciężarówek.
            Dowódca dywizjonu, patrząc za siebie z kabiny Łosia na dym rosnący znad opuszczonego właśnie lotniska miał powiedzieć: „Miałem nosa!”.
            Na nowe lotnisko dotarło 11 Łosi, jedna maszyna musiała lądować przymusowo po drodze, koło wsi Humeń, załoga nie ucierpiała.
Lotów bojowych nie wykonywano.



Tego dnia Naczelne Dowództwo przeniosło się do Brześcia, Dowództwo Brygady Bombowej ruszyło także w tym kierunku. Po dotarciu do Brześcia nie odebrano radiostacji, która miała tam czekać, co znacznie pogorszyło komunikację z dywizjonami.

Ciągle broniące się polskie punkty oporu (Wizna, Warszawa, Hel, Modlin i inne) zaskoczyły Niemców, którzy spodziewali się łatwiejszej konfrontacji. Z tego względu wróg musiał się przegrupować.
Na północy przystąpiono do ostatecznego uderzenia na fortyfikacje obok Wizny. Na południu niemieckie dywizje ruszyły do odcięcia polskich wojsk od ewentualnej drogi ucieczki do Rumunii, forsując San i zmierzając w kierunku Lwowa.
            Aż do tego dnia Niemcy nie zbombardowali żadnego ważniejszego lotniska z polskimi bombowcami (z wyjątkiem Małaszewicz i Butlerowa).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz